6.12.2016

Konkurs "Przez stany POPświadomości" z Wydawnictwem SQN

Dziś 6 grudnia, mamy więc dla Was mikołajkową niespodziankę, tym razem od Wydawnictwa SQN, które ufundowało nagrodę w postaci książki "Przez stany POPświadomości" Kuby Ćwieka.

Tych, którym nie uda się wygrać tej lektury odsyłamy do internetowego sklepu Wydawnictwa SQN. 

Co trzeba zrobić, by mieć szansę na wygraną?? 


Do dzieła!

Zapraszamy także na fanpage Wydawnictwa SQN na FB.


2 egzemplarze rozlosujemy wśród osób, które prawidłowo wypełnią zadanie konkursowe. Konkurs trwa do 12 grudnia 2016 roku do północy.

Szczegółowy regulamin konkursu dostępny jest tutaj.

30.11.2016

Książka z drogą w tytule: Przez stany popświadomości

Przez stany POPświadomości

Jakub Ćwiek, Patryk Jurek, Radek Teklak, Bartosz Czartoryski, Kreska_

Wydawnictwo SQN 2016

Ci z Was, którzy śledzą naszego bloga i fejsbukowy profil Zawsze w drodze, wiedzą, że jesteśmy wielkimi fanami popkultury. Kiedy więc trafiła w moje ręce książka drogi, „Przez stany POPświadomości”, opisująca przygody grupy przyjaciół, poszukujących na wschodnim wybrzeżu miejsc, związanych z najważniejszymi dla nich odniesieniami do kultury popularnej, aż zatarłam ręce z radości. Bo podobnie jak oni, I want to believe... Obiema rękami podpiszę się pod deklaracją Kuby, który, opowiadając o swojej miłości do popu, chce zachęcić ludzi, żeby przestali się go wstydzić. 


A teraz kilka słów, o czym dokładnie jest ta książka. Grupa przyjaciół, wśród nich pisarz Jakub Ćwiek (wraz z tatą), dziennikarz Bartek Czartoryski, reżyser Patryk Jurek, bloger Radek Teklak i fotografka Agata "kreska_" Krajewska wynajmują RV, zwane przez nich pieszczotliwie Szato, i ruszają drogą, plus/minus wzdłuż wschodniego wybrzeża USA. Plan trasy był ułożony przez wspomnienia, wyobrażenia i dawne emocje tych kilku osób, stłoczonych przez 3 tygodnie w domku na kółkach. Ekipa dotarła do wielu działających na moją wyobraźnię miejsc. Kilka z ich doświadczeń mam już wprawdzie za sobą, jak wbieganie w Filadelfii po schodach, z odtwarzanym w głowie soundtrackiem z filmu Rocky, miasteczko Salem czy nowoorleańskie cmentarze. Kilku miejsc im niesamowicie zazdroszczę, jak odwiedzin w biurze Stephena Kinga, wizyty u Clerksów czy pobytu w Senoia, mieście, w którym kręcą moją ostatnią wielką serialową miłość, czyli Żywe Trupy. Z drugiej strony część opowieści zupełnie nie trafiała w moje popkulturowe gusta (np. serial Banshee jest mi kompletnie nie znany, jak również – nie gniewajcie się – nigdy wcześniej nie słyszałam o studiu Troma i ich dokonaniach w postaci Surfujących nazistów czy Toksycznym mścicielu. Posypuję głowę popiołem).

Moje osobiste odczucie jest takie, że wolałabym, aby w tej książce było więcej historii, więcej nawiązań do tytułowej popświadomości, a nieco mniej o wzajemnych relacjach między członkami ekipy. Zgadzam się z Autorem, że czasem materia do pisania była niewdzięczna, bo fajne miejsce, świetnie być, świetnie zobaczyć... Ale historia do książki?  Żadna. Ale zapełnianie dziur mało porywającymi anegdotami z życia codziennego ekipy, wg mnie nie wyszło książce na dobre. 
Bardzo podobały mi się merytoryczne mini rozdziały pisane przez Bartka Czartoryskiego. Na ich podstawie dodałam kilka pozycji do swojej filmowej listy „must see”. 
Niesamowicie mocną stroną książki są świetne fotografie Agaty Krajewskiej. 
Mojemu Mężowi najbardziej podobała się druga część książki, napisana przez Radka Teklaka. I ja również, choć momentami przeszkadzał mi zbyt potoczny język, w jakim Autor pisał, także miałam z tego fragmentu książki dużo przyjemności. Bo czuć było, w jego opisach, czystą radość z bycia i doświadczania Ameryki. Nie tylko z miejsc kultowych. W tej części znajdziecie mnóstwo bardzo celnych obserwacji i wniosków, do wyciągnięcia których my potrzebowaliśmy znacznie więcej czasu, niż 3 tygodnie. Respect. Wiele razy czytając teksty (książki, blogi, artykuły) o Stanach, napisane na podstawie kilkutygodniowego pobytu, zgrzytałam zębami, na temat „mądrości” serwowanych przez autorów. Tym razem było inaczej. Radek Teklak zdecydowanie „czuje” Amerykę.


Podsumowując. Jeśli jesteście fanami popkultury, albo dopiero stawiacie swoje pierwsze kroki pośród jej cudownych tworów, docenicie inwencję i wysiłek włożony przy tworzeniu tej książki. Będzie to też idealny poradnik dla tych, którzy sami planują wybrać się w podobną trasę. Znajdą w Stanach POPświadomości wiele cennych rad praktycznych. Natomiast jeśli (piszę to bez cienia ironii) kręci was jedynie kino niszowe, czekacie z niecierpliwością na kolejną edycję Sundance Film Festival, z Kinga czytaliście (lub oglądaliście) tylko Skazanych  na Shawshank, a słysząc taki tytuł jak Barbarzyńska nimfomanka w piekle dinozaurów uśmiechacie się z politowaniem, to obawiam się, że będzie Wam ciężko przebrnąć przez tych 400 stron. 
Bo jest to podróż przez wspomnienia, wyobrażenia i dawne emocje ludzi, którzy nasiąknęli popkulturą i dla takich właśnie, ta lektura będzie prawdziwą frajdą. Count me in.


24.06.2016

Konkurs z Woblink.com - wygraj czytnik e-booków!

Zapraszamy do konkursu w ramach akcji Woblink Travel! Do zgarnięcia czytnik e-booków Kobo Glo!

Co trzeba zrobić, żeby wygrać? Oto zadanie: 
Opiszcie, na jaką wyprawę wybralibyście się ze swoim nowym czytnikiem i zamieśćcie opis w komentarzu pod wydarzeniem utworzonym na facebooku.

Wygrywa najciekawszy z nich. Zgłoszenia zbieramy do środy, 29.06, do 23:59. Ogłoszenie wyników nastąpi w czwartek po godzinie 11:00. 

Pełen regulamin dostępny pod linkiem: www.wydawnictwoww.pl/Woblink/Travel/Regulamin/regulamin_konkursu_24_29_czerwca.pdf 

Zapraszamy do zabawy!

Konkurs organizowany wspólnie z Księgarnią Woblink.



7.04.2016

Kwiaty w Dolinie Śmierci - Death Valley Super Bloom

W Death Valley byliśmy już kilkukrotnie na przestrzeni ostatnich kilku lat. Kiedy obozowaliśmy tam na Nowy Rok, mróz był taki, że ledwo utrzymywaliśmy aparaty w zgrabiałych dłoniach. We wrześniu ubiegłego lata panowały takie upały, że zaliczyłam udar cieplny. Za każdym razem było inaczej, za każdym razem pięknie. Ale tak jak tej wiosny, anno Domini 2016, Dolina Śmierci prezentuje się jedynie raz na jakieś 10 lat. Ostatnio w 2005, wcześniej w 1998 roku. 


17.03.2016

Watts Towers w Los Angeles. Simon Rodia - wizjoner czy szaleniec?

Antonio Gaudi (1852–1926), twórca obłędnej Sagrada Familia, uważał, że linie proste należą do człowieka, a linie kręte, spirale, przynależne są boskiemu światu. Ta zasada stała się znakiem rozpoznawczym tworzonej przez niego architektury. I nie ma co ukrywać, nie znajdowała wielkiego poklasku i zbyt wielu naśladowców. Ale uwaga, uwaga. My, tu w Los Angeles, mieliśmy swojego osiedlowego Gaudiego/Nikifora! Zawsze mówiłam, że w Stanach jest wszystko. Jak ktoś nie wierzy, zapraszam do Vegas (piramida, Wieża Eiffla, wulkan wybuchający co godzinę, kilku Elvisów...) 

Wracając do "naszego" Gaudiego. Nazywał się Simon Rodia (1879-1965) i nawet nie jest do końca pewne, czy świadomie wzorował się na Gaudim, czy w ogóle znał jego dokonania. Ale zacznijmy od początku.

Simon Rodia, podążając śladami starszego brata, wyemigrował z Włoch do Stanów na przełomie XIX i XX wieku. Niewiele wiadomo o początkach jego życia w USA. Mieszkał najpierw w Pensylwanii, później w Seattle, by w końcu osiąść w Kalifornii. Pracował głównie na budowach. Nie wiadomo od jak dawna w jego głowie kiełkowała myśl, żeby wybudować coś niezwykłego. W 1921 roku, mając 42 lata (kryzys wieku średniego?), Simon nabył trójkątny skrawek ziemi w Los Angeles i rozpoczął tworzenie dzieła swojego życia.
Jak sam później powie: "Chciałem wybudować coś dużego i to zrobiłem". 
How simple is that?

16.02.2016

Quirky San Francisco: Musée Mécanique. Wróżba za ćwiartkę.

Przed naszym ostatnim pobytem w San Francisco zastanawiałam się, czego tam jeszcze nie widzieliśmy. Sięgnęłam do poleceń Tripadvisora i znalazłam bardzo wysoko oceniane Musée Mécanique. Przetłumaczyłam to sobie jako muzeum mechaniki i zastanawiałam się, co może być fascynującego w takim miejscu? Pogooglowałam. W opisach pojawiały się moje ulubione amerykańskie słówka: weird i creepy. Już wiedziałam, że nie możemy tego ominąć!


 Laffing Sal wita gości już od progu. To chyba najbardziej charakterystyczny eksponat w kolekcji. Muszę też z bólem serca przyznać, że pomijając brak jedynki na przedzie, jesteśmy z Sal baaardzo do siebie podobne:(

9.02.2016

Everglades National Park latem - komary vs. krokodyle 1:0

Na samym początku muszę uprzedzić - opisując Everglades ciężko mi będzie zachować obiektywizm, bo zwiedzaliśmy ten park w absolutnym anty-sezonie, czyli latem. I się odrobinę rozczarowaliśmy:( 
Podobno zimą to zupełnie inne miejsce. 
Podobno jest tu wówczas pięknie. 
Podobno... 

Pewnie podobne odczucia mają osoby odwiedzające obłędne, kalifornijskie pustynie w ciągu lata, kiedy wszystko jest wypalone na szary pył, a upał ścina z nóg. Mówię Wam, zimą i wiosną to zupełnie inna bajka! 

Jak my zapamiętaliśmy Everglades? Jedną ręką ścieraliśmy pot z czoła, drugą staraliśmy się odganiać tysiące komarów. Było niewiarygodnie parno, niewiarygodnie gorąco. Nasze ubrania cuchnęły repelentem. Jego duszny zapach przeszkadzał chyba bardziej nam, niż owadom... Po raz pierwszy od czasu pobytu na Alasce sięgneliśmy po moskitiery zasłaniające twarz. Zwierzaków widzieliśmy stosunkowo mało, jak na to, do czego przyzwyczaiły nas inne amerykańskie parki. A może po prostu byliśmy mniej uważni, pochłonięci walką z insektami, otumanieni parnym upałem. Także jeśli planujecie się wybrać na "river of grass" latem (my byliśmy w połowie czerwca) to osobiście nie polecam. 

A tak prezentował się Everglades National Park podczas naszego pobytu.


2.02.2016

Niedźwiedzie w Stanach Zjednoczonych - czy jest czego się bać?

Nie zliczę ile osób pytało nas, czy to drogą mailową, czy osobiście, o to czy nie boimy się spać pod namiotem, skoro w Stanach, szczególnie w parkach narodowych, jest tyle niedźwiedzi.
Od dawna więc temat tego posta siedział mi w głowie.
A ostatnio zobaczyłam dwa mocne filmy, w których niedźwiadki odgrywają główną rolę.

Pierwszym z nich był genialny Grizzly Man, Wernera Herzoga. Dokument opowiadający o zdrowo pokręconym miłośniku przyrody, który przez kilkanaście lat spędzał każde lato na Alasce, za towarzystwo mając jedynie lisy i grizzly. Jest to opowieść o jego nadzwyczajnym szaleństwie i o granicach, których nie powinno się przekraczać. Gorąco polecam!!!

Drugi to nominowany do Oscara w kilku kategoriach The Revenant (Zjawa), w którym to Leonardo DiCaprio zostaje niemal na śmierć stratowany przez niedźwiedzia. W filmie jest bardzo długa i bardzo dosłowna scena walki, po której zapewne wasze pytania odnośnie tego, czy obawiamy się niedźwiedzi, tylko się nasilą.

Tak naprawdę, to po tych seansach (dorzućmy jeszcze bajkę o misiu Yogi) każdy z Was jest w stanie wyciągnąć 3 podstawowe wnioski w temacie "jak nie wkurzyć misia". Stosujcie się do nich, a prawdopodobieństwo, że coś wam się stanie, będzie bliskie zeru.

1. Nie podchodź zbyt blisko (patrz -> Grizzly Man)
2. Nie wchodź między niedźwiedzicę, a jej młode (patrz -> Leonardo DiCaprio)
3. Nie prowokuj go zapachami (patrz -> miś Yogi polujący na kanapki w parku Yellowstone;)

Jak widać, filmy są współczesną mądrością narodu.


26.01.2016

Przeminęło z wiatrem - muzeum Margaret Mitchell w Atlancie

Jak się zapewne domyślacie, "muzeum" Coca-Coli nie było głównym celem naszej podróży do Atlanty. Dla mnie priorytetem było odwiedzenie domu, w którym mieszkała i tworzyła Margaret Mitchell. To właśnie tu powstała jedna z najpoczytniejszych książek wszechczasów, której jestem wielką, wielką fanką. Mowa oczywiście o Przeminęło z wiatrem.


Fotografia portretowa Autorki 

19.01.2016

Co mnie wkurza w Kalifornii

Ok, ok. Wiem co pewnie zaraz pojawi się w komentarzach. Że wydziwiamy, że jak nam nie pasuje, to powinniśmy wrócić do Polski i wtedy zobaczymy, jak jest! W Polsce to dopiero jest na co narzekać! Otóż kocham Kalifornię całym swoim sercem, nie zmienia to faktu, że nawet w tym absolutnie cudownym do życia miejscu można znaleźć pewne mankamenty. Po konsultacji z naszymi znajomymi, polskimi expatami, udało nam się z trudem ułożyć listę 10 kalifornijskich grzechów głównych. No to zaczynamy!


source: www.tumblr.com

7.01.2016

Road trip po USA - 27 wskazówek przed twoją pierwszą podróżą

Podjąłeś decyzję. Następne dwa tygodnie/miesiąc/pół roku spędzisz zwiedzając Stany Zjednoczone na własną rękę. Może marzysz o przejechaniu kultowej Route 66, a może twój plan jest znacznie bardziej rozbudowany? 


Z doświadczeń zdobytych podczas naszych licznych, dłuższych bądź krótszych wojaży po ponad 30 stanach USA, zrodził się pomysł na ten wpis. Mam nadzieje, że nasze porady Wam się przydadzą i pozwolą zaplanować jeszcze doskonalszą trasę. 

Enjoy the trip!



10.12.2015

Jaka wtyczka i jakie napięcie w USA?

Dziś będzie szybko, krótko i na temat bardzo prozaiczny.
Prąd.
A więc i wtyczki i napięcia.
Otóż w Stanach i jedno i drugie jest inne niż w Polsce.
A co za tym idzie, aby móc naładować swoje komórki, aparaty fotograficzne i inne laptopy będziecie potrzebować przejściówki.
Amerykańska wtyczka ma dwa płaskie bolce, ustawione równolegle. Zdarzają się też wtyczki z trzecim, okrągłym bolcem, będącym uziemieniem. U mnie w domu, jak teraz się przyglądam, jedynie rozgałęźnik, robot kuchenny i ekspres do kawy mają 3 bolce. Wtyczki dwubolcowe pasują bez problemu do gniazdek z dziurką na uziemienie. 


Biała przejściówka i czarna wtyczka z uziemieniem.

Drugą kwestią jest napięcie. W Polsce wynosi ono 230 V (częstotliwość bodajże 50 Hz), natomiast w Stanach 110 V / 60 Hz. Co to w praktyce oznacza? Np. polską grzałką nie mogłam zagotować wody na campingu. Mimo długiego oczekiwania nie osiągnęła ona odpowiedniej temperatury. 
I w drugą stronę. Jeśli planujecie zakup sprzętu w Stanach, szczególnie takiego o dużej mocy, być może będziecie musieli zainwestować w transformator (konwerter). To dodatkowy koszt ok. 150 PLN (są też tańsze, chińskie, ponoć zawodne). Bez transformatora urządzenie może nawet się spalić, więc nie ryzykujcie! Sprawdźcie czy jest wyposażone w uniwersalny zasilacz działający w przedziale 110-230V.
Z własnego doświadczenia: w Ameryce nabyliśmy oba używane przez nas obecnie aparaty fotograficzne i bez problemu ładowaliśmy je bez konwertera w Polsce, wykorzystując jedynie przejściówkę. 
Planowałam, że jeśli będziemy wracać do kraju i zabiorę ze sobą mój ukochany KichenAid (dla niewtajemniczonych to taki najbardziej wypasiony robot kuchenny, który śni się po nocach niejednej pani domu:) to nie zaryzykuję używania go bez konwertera. Ale włąśnie zauważyłam, że na kablu ma przylepioną kartkę, że nie wolno go stosować z adapterem, to samo jest napisane na ekspresie. Jedna z Czytelniczek napisała cenną uwagę, że obecnie wszystkie urządzenia maja uniwersalny zasilacz, przystosowany do różnych napięć, więc może faktycznie cały problem daje sie rozwiązać jedynie przy pomocy maleńkiej przejściówki. Czekam na dalsze uwagi i wymiane doświadczeń!

2.12.2015

Co to takiego CARFAX - czyli jak bezpiecznie kupić używane auto w USA

Posty związane z motoryzacją, na przykład ten, o tym jak zrobić prawo jazdy (klik), jak kupić auto (klik) i jak je ubezpieczyć (klik) cieszą się na blogu bardzo dużą popularnością. Skoro więc tyle osób robi prawko w Stanach, to pewnie przynajmniej część z nich będzie też tu kupować samochód. 
I to dla nich jest ten post.

Przechodziliście kiedyś przez męki kupowania używanego auta w Polsce?
Jeśli jeszcze nie natknęliście się na bezwypadkowy samochód, szpachlowany na pół centymetra, lub ktoś nie próbował Wam wcisnąć bryki prosto z Reichu, od niemieckiej emerytki, która jeździła nią tylko w niedzielę do kościoła, (ach ten niski przebieg!) to nie znacie życia;) 

W Polsce, by uniknąć takich nieprzyjemnych sytuacji, pozostaje nam każdorazowo umawiać się do mechanika, albo jeszcze lepiej do autoryzowanego warsztatu danej marki, i za grube pieniądze prześwietlać na wskroś nasz potencjalny nabytek oraz sumienie sprzedającego.

Amerykanie są sprytniejsi

Wymyślili CARFAX. 


26.11.2015

Nie ma za co - czyli indiańskie obchody Unthanksgiving na wyspie Alcatraz

Z głębokiego snu wyrwał nas budzik nastawiony na 3:45. To już rano, czy jeszcze noc? Większość Amerykanów właśnie przewracała się na drugi bok, śniąc o nadchodzącej uroczystej, rodzinnej kolacji i gigantycznym pieczonym indyku. Był ostatni czwartek listopada, Święto Dziękczynienia. Ciszę nocną zakłócał tylko wiatr smagający deszczem o szyby naszego pokoju hotelowego, w Downtown San Francisco. Wyobraziłam sobie, jak zimno musi być na dworze. Południowa Kalifornia odzwyczaiła nas od takiej pogody. Typowy polski listopad - pomyślałam. Musieliśmy zaangażować całe zasoby silnej woli, by jednak zwlec się z łóżka i pojechać na Pier 33, z którego to miejsca odpływają statki zmierzające na Alcatraz. Na nabrzeżu było zimniej, niż się spodziewałam. Zgromadziła się tu już całkiem spora grupa osób. Cierpliwie, ociekając wodą i kuląc się pod zimnymi podmuchami, czekaliśmy na swoją kolej, by wejść na łódź. To była bardzo wyjątkowa, zdarzająca się raz do roku okazja. 

Razem z Indianami płynęliśmy na Alcatraz, na obchody Indigenous Peoples Sunrise Ceremony, zwanej też Unthanksgiving Day.

17.11.2015

World of Coca-Cola czyli "muzeum" coli w Atlancie

Co to takiego: świetnie nadaje się do czyszczenia muszli klozetowej, doskonale usuwa rdzę, potrafi rozpuścić zęby i zawiera 25 kostek cukru na litr? Jak również jego nazwa jest drugim najbardziej powszechnym słowem na świecie (po "ok"), świetnie komponuje się z whiskey, jest sprzedawane w ponad 200 krajach i pierwotnie było obmyślone jako lekarstwo? Zgadliście. To Coca-Cola. 




Kiedy mieszkaliśmy w Polsce, Tomek nałogowo pił colę. Na przymusowy odwyk przeszedł dopiero w Stanach, gdzie - tu ciekawostka - Cola smakuje nieco inaczej (wg Tomiego ZUPEŁNIE inaczej). Różnica w smaku jest spowodowana tym, że w US brązowa woda jest słodzona słodem kukurydzianym (wszechobecny w pożywieniu high fructose corn syrup, straszny syf), a w Polsce "zwykłym" buraczanym cukrem. Jeśli wziąć pod uwagę, że 1/10 objętości napoju stanowi cukier, nic dziwnego, że różnica w jego pochodzeniu wpływa tak znacząco na smak. Dodam jeszcze, że w Meksyku colę słodzi się cukrem trzcinowym, a obecnie w Stanach możemy tez kupić colę z zieloną etykietą, która słodzona jest zdrową stevią.

Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com